czwartek, 21 kwietnia 2016

(Nie)zwykłości

Poranek. Po godzinie szóstej.

 Mam zamknięte oczy. Słyszę jak otwierają się drzwi w pokoju mojego Synka, słyszę, że nadciąga. O, jest już obok mnie. Chyba patrzy jak śpię, tzn. jak udaję, że śpię. Nie otworzę oczu, może wróci do swojego pokoju i położy się choć na chwilkę jeszcze? Sama w to nie wierzę, ale co tam, nadzieję zawsze można mieć.

Jest względnie cicho. Krzysio podchodzi do łóżeczka swojego brata i mówi:

"Mama, Paweł już nie śpi. Obudził jego mój pierdzioszek? Niemożliwe".

Wybucham śmiechem. Mój budzik rozweselacz. Kochany. 

Wyciągam Pawła z łóżeczka.Wtula się w mnie. Całuję jego pucułowate policzki.

Zapraszam chłopców na poranne przytulańce łóżkowe. Nie protestują. Wgramalają się na mnie. Stykamy się głowami. Na zmianę mówią: "Mama, Mama" i przytulają się do mnie.

Jeśli tak ma wyglądać macierzyństwo, to ja chcę być Mamą na zawsze.

Aha, już jestem, Mamą na zawsze jestem. Tak.

Chwilę później, z filiżanką dobrej kawy z mlekiem siadam na kanapie. Mój trzylatek siada obok mnie z kubkiem mleka. Pablo skacze z balonami na podłodze. Puszczam Melę Koteluk. Słuchamy, uśmiechamy się. Siedzimy z Syniastym obok siebie i robimy wąsy - on mleczne, ja kawowe. Uderzamy w śmiech za każdym razem, kiedy wąsy się pojawiają. Czasami spływają po brodzie, takie są niestabilne. Biorę do ręki chusteczkę higieniczną i robię z niej golarkę do wąsów Syna.
"Brrrrrr, wąs zgolony". Krzyś zaśmiewa się.

Po odstawieniu chłopców do przedszkola/żłobka, nie zastanawiałam się co zrobić z wolnymi dwoma godzinami. Popatrzyłam na swoje auto i już wiedziałam. Kierunek myjnia. 

Podskoczyłam do domu po karnety na myjnie. 

Oczywiście nie znalazłam ich, ale moje silne postanowienie odświeżenia auta było tak silne, że pomyślałam, że i tak pojadę na myjnię. 

Popyrkałam autkiem na stację benzynową. Podjechałam autkiem pod bramę czystości. Zaparkowałam. Sama podbiegłam na stację.

Jakiś ktoś pyta Pana sprzedającego, którędy ma jechać do Huty Miedzi. Pan sprzedający oznajmia, że nie jest z Głogowa, ale ta Pani jest. 

Chwila konsternacji. Mam wytatuowane DGL na czole, co jest? Jestem tak bardzo z Głogowa, że osoba, którą pierwszy raz w życiu widzę, wie, że jestem z Głogowa?

No ok. It's a kind of magic.

Zaczynam tłumaczyć Panu jak dotrzeć do Huty Miedzi. Mówię, żeby skręcił w lewo i...

"Niech Pan jedzie, prosto, prosto, prosto". 

Kiedy pięć razy powiedziałam, żeby jechał prosto, to w końcu nadmieniłam, że po lewej stronie minie Galerię. I już chciałam nadmienić, że w Reserved są świetne bluzy męskie. Wiem, bo widziałam wczoraj, jak szalałam na zakupach. Ale człowiek pyta mnie o drogę, więc focus on road. 

Czy osoba, która usłyszy 10 razy, żeby jechała prosto, pojedzie bardziej prosto niż ta, który usłyszy słowo "prosto" tylko raz? Na pewno!

"I jak Pan dojedzie do drogi, która jest zamknięta, to proszę skręcić w prawo i zapytać kogoś o dalsze wskazówki".

Pan poszedł. Do teraz nie mam pewności, że wyjechał z miasta. Oczami wyobraźni widzę jak zapętlił się na rondzie. Chcesz zabłądzić? Zapytaj mnie o drogę.

Chcę kupić karnet na myjnię. Wielkimi literami napisane programy mycia i ich zawartość. Kontempluję, czytam. Sprzedawca, niczym dzielny Rycerz Mike (kto go zna, ten to wie), nakreśla mi słowem różnice między programami. Mówi, że bardziej pakiet karnetów się opłaca. "Panie, w domu zapodziałam pakiet, chcę jeden mały karnet".

Tak, przekonał mnie, kupuję pakiet karnetów, za część płacę punktami. Zwierzam się, że jak ostatnio tak zrobiłam, to Mąż nie był zachwycony. Sprzedawczyni mówi: "Nie powie Pani mężowi" i uśmiecha się porozumiewawczo. Nie powiem, przeczyta na blogu.

Na myjni drzwi otwarte. Wjeżdżam. Wklepuję kod. Informacja: nieaktywny. No pewnie, że nieaktywny jak błędnie go wpisuję. Kurka. Sprzedawca, rycerz Mike, urządził sobie spacer wokół stacji benzynowej. Namierzył mnie i już galopuje, żeby mi pomóc. Nie prosiłam. Sam idzie i mówi, "Najpierw Pani wjechała?".
Odpowiadam: "Tak".
Mike: "A to dlatego nie chce się włączyć".
Myślę sobie: "No to patrz". Wklepuję poprawnie kod. Maszyna rusza.
Mike mówi: "Ostatnio byli tu serwisanci, widocznie coś uaktualnili"'.
Taaaak, najwyraźniej. Spoglądam na kamizelkę Mike'a, na plecach napis "Jestem boski". Tak bardzo chciałam to skomentować, ale odpuściłam sobie.

Odkurzyłam auto. Brawo ja. Nareszcie, w końcu! Aż miło nim jeździć. W głośnikach Ryan Wilson. Na dworze słońce, wiosna.

Widzę to, wszystko widzę i wszystko czuję. Wracam, po zawieruchach.

Cieszy mnie codzienność. Te małe gesty i te większe - dziękuję Asiu za doniesienie mleka do pracy
:* :). Panu z Siemensa dziękuję za nie odesłanie mnie z kwitkiem.

Minęła godz. 22.00. Matka Ogarniaczka zrobiła sałatkę z tortellini, teraz będzie zawijać gołąbki, dla rodziny. <3

Jutro poranek powita z najmilejszymi Maluchami.
To wystarczy.

                                                                                      Matka Ogarniaczka





2 komentarze:

  1. Niezła jesteś, nie do zdarcia. A takie poranki z dziećmi. .....:))sama śmietanka macierzyństwa. :) takie chwile niby zwykle trzeba brać garściami, bo tak szybko mijają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Jestem pełna chęci :). Do czasu ;). Nie dajemy się złym podszeptom, prawda Megi? :*

      Usuń