czwartek, 25 sierpnia 2016

Jak śliwka w powidłach

Gdybym zanurzyła się w  rzeczywistości jak śliwka w kompocie, to jeszcze nie byłoby tak źle. Chwile bym w nim popływała i wydostała się na zewnątrz. 
A tymczasem, codzienność przetrawiła mnie jak powidła śliwkę. 
Ugrzęzłam. Trwałam. Z rozpędu. Pomimo. Z(a)mieszana przez niemiłe słowa lub brak jakichkolwiek słów

Znacie ten stan? Niby wszystko jest w porządku a nic nie jest w porządku?

Nagle, brzdęk, słoik z powidłami rozpadł się na milion kawałków. Nastało nowe. 
Na jak długo? Pojęcie nie mam. 

Póki co, cieszę się prostymi sprawami, podążam za swoimi potrzebami, żyję w zgodzie ze sobą. 

Najważniejsi w moim życiu są LUDZIE.

Bez dobrych relacji żyć nie potrafię. 
Najważniejsze jest to, co się dzieje w domu. Kiedy słyszę wsparcie ze strony Męża, góry mogę przenosić. Tak to działa.
Kiedy Tata mówi: "Dasz radę", to wiem, że podołam.
Kiedy Siostra mówi: "Tęsknię", to czuję, że jestem dla kogoś ważna.
Kiedy przyjaciółka (mogę tak Cię nazywać Fasolko?), mówi: "Kocham Cię", to czuję, że jest z mojego świata.

Nie lubię bylejakości w tej materii. Po prostu. Jestem istotą społeczną. Uwielbiam rozmawiać i przełamywać dystans. Muszę mieć kontakt z ludźmi. Tylko tyle i aż tyle. 

Kiedy powidła codzienności zaczęły się troszkę przypalać, musiałam szukać ratunku.
W takich najbardziej skrajnie beznadziejnych momentach, najlepiej jest przypomnieć sobie jaka jestem, co lubię robić, czego nie lubię robić, od czego trzeba się odciąć a co przywołać do życia. 

Przeprosiłam się z ulubionymi dźwiękami. W moich głośnikach króluje Radiohead. W głowie utwór Identikit. Wracam.

Mąż przypomniał mi, że herbatę pić lubiłam. Po kolejnym opakowaniu z Czasu na herbatę, ja sobie o tym przypomniałam. Wracam.

Mam silną potrzebę pisania. Wracam tutaj.
                                                                                              
                                                                                                            Matka Ogarniaczka












środa, 24 sierpnia 2016

Jestem, żyję, urlopuję

Błogoczas, wspaniały czas.
Urlop.
Kolejny tydzień.
Póki co, bez większych wyjazdów.
Jednodniowe wyskoki resetujące.
 Za tydzień będziemy w innym miejscu. Będzie rodzinnie, wesoło i po prostu dobrze.

Teraz ogarniam przede wszystkim siebie. Uciszam wewnętrznego analizatora.

Każdy kto mnie zna, wie doskonale, że bezczynnie siedzieć nie potrafię. Pierwsze dni na urlopie piałam z zachwytu, że wolny czas, że obronię doktorat ze spędzania wolnego czasu, że tak się naodpoczywam. Mąż, nie wierzył, miał rację :).

Czas urlopu, to dobry czas. Obfitujące we wspaniałe spotkania. Bez zbędnego pośpiechu. Z dobrą muzyką w tle. Z różnymi aktywnościami.

Wspaniale.