poniedziałek, 31 lipca 2017

Pozwolić sobie na bycie sobą

Kiedy żyjesz w pewności, że wiesz, co jest dla Ciebie dobre, co napędza do działania a co spowalnia, to codzienność jest mniej upierdliwa. Wiesz, że po gorszym dniu, będzie lepszy wieczór, naparzysz sobie dzban czarnej herbaty ze świeżym imbirem. Pozbierasz swoje myśli i pozwolisz im odlecieć - tak jak ja to robię teraz. 

Wiem doskonale czego lubię, czego nie lubię. Co chcę w sobie zmieniać, a co kompletnie mi nie przeszkadza i czeka zmieniać nie zamierzam. Wiem jak bardzo unoszą mnie dźwięki, które dla innych mogą być zbyt miauczliwe. Wiem jak zadziałać, co zrobić, z kim porozmawiać a z kim nie rozmawiać w chwilach zwątpienia i odkąd pozwalam sobie być taką, jaka jestem, żyję zacniej.

Właśnie to przyzwolenie na bycie sobą jest najważniejszym krokiem na drodze do bycia szczęśliwym.

Niektórzy nie muszą odkrywać siebie w sobie, bo są tak bardzo konwencjonalni, z zasadami ogólnie rozumianymi przez społeczeństwo, że otoczenie nie wysyła negatywnych komentarzy zwrotnych. Na wszystko sie zgadzają, nawet jeżeli to wszystko nie jest po ich myśli. Dla własnego, przenaświętszego spokoju.

Dojrzałam we mnie świadomość, że robienie czegoś dla pozornego świętego spokoju napełnia mnie zwątpieniem. Nie może we mnie rosnąć ufność do samej siebie, kedy siebie zawodzę. Gdy to, co myślę i czuję, zostanie usunięte w cień dla wyższej idei iluzorycznego spokoju. Nie zgadzam się na to, co mi nie odpowiada, do czego nie jestem przekonana w 100%. Ośmielam się nie jechać koleinami. Życie może samo Cię prowadzić, bo wszystko dookoła zmienia się, wpływa na Ciebie, ale o wiele lepiej i przyjemniej pielęgnować siebie w sobie i trzymać mocno kierownicę swojego życia w dłoniach.

Czasami zatracam się w oczekiwaniach otoczenia i ich spełnianiu, ale jest to jedynie i zaledwie marne czasami. Są momenty, w których zapominam być sobą, ale są to drobne momenty. I wtedy nie słucham ulubionych dźwięków (nie wyobrażam sobie życia bez muzyki), zjadam naleśniki z serem - na słodko, choć najbardziej lubię takie ze szpinakiem - na słono, lody z bakaliami i sosem truskawkowym - choć najlepiej są takie śmietankowe, bez dodatków. Kiedy zapominam o to jaka jestem, nie mam czasu na spotkania ze znajomymi i przyjaciółmi, zlepiam codzienność z obowiązków, nie widzę możliwości i czasu na chociażby drobne przyjemności.

Właśnie wtedy, najczęściej właśnie wtedy, ktoś z mojego, sylwiowego świata, dobija się do mnie - massengerem, telefonem i przypomina, jaka jestem, kim jestem. Pojawiają się budujące rozmowy oraz przesympatyczne spotkania. Ktoś zaufany poklepie mnie po ramieniu i mówi, że miło było mnie zobaczyć, usłyszeć, spotkać. Kolejne dobre dźwięki napływają w mój eter i jest po prostu dobrze. Nie muszę przypominać sobie jaka jestem, bo wiem i jest dobrze. Najlepiej.

                                                                                           Sylwia


piątek, 14 lipca 2017

Do pełni szczęścia brakuje mi...

Kochani, 

dzisiaj świętuję dokulanie się do weekendu. Celebruję ten moment hucznie, z przytupem, choć w ciszy. Nie poległam, choć mogłam. Dotrwałam, chyba na tarczy. Mój tydzień trwał 14 dni. Bez namacalnego odpoczynku, czasu na slow life. W pędzie, gonitwie, w poszukiwaniu utraconego czasu. Poprzednie 7 dni obfitowało we wspaniałe aktywności, wdzięczności i inne przyjemności. Kolejne 7 dni to emocjonalny rollercoaster. Wiele się zadziało. Liczne rozmowy, bardzo energetyczne i takie, po których energii było zdecydowanie mniej. Obfitujący w newsy czas - bo koleżanka odchodzi z pracy, bo kogoś, gdzieś przenoszą, bo ktoś ma kryzys, bo pretensje, że nie mam czasu, że nie słucham, bo zmęczenie materiału wersja "zasnę wszędzie nawet na stojąco w kolejce po świeże pieczywo", bo książki, w które chce się wczytać przekładam z miejsca na miejsce, bo przeziębienie Drugorodnego, bo moje przeziębienie, bo niewytłumaczalna empatia, bo niemożliwa rozmowa z Mężem - bo zakłócenia na linii.

I tak to właśnie dzisiaj, kiedy myślałam, że nic nie jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi, bo taki poziom wyczerpania osiągnęłam, wyprowadzona z balansu byłam wielokrotnie. Nic nie jest na pewno i nic nie jest oczywiste. I wtedy, w tym kuliminacyjnym momencie dnia, obiecałam sobie, że warto doczekać do wieczora, żeby napić się ciepłej herbaty z imbirem. 


Doczekałam. Tego było mi potrzeba do pełni szczęścia. 



                                                                                                            

wtorek, 11 lipca 2017

Zacznij od siebie

W miłości liczą się z pozoru drobne gesty - zaparzenie herbaty, mocne przytulenie, dodanie słów otuchy, ciepłe spojrzenie nadające życiu sens. Nie prezenty kupione z rozmachem a codzienna dbałość o drugą osobę - to jest miłość.
Tak już jest, że ponad rzeczy materialne będę bardziej doceniać czyny i idące za nimi słowa - smoothie dostarczone prosto do pracy - dziękuję Mężu. Pytanie - jak się czujesz? Autentyczna radość po drugiej stronie słuchawki. Budowanie pewności, że w najważniejszych relacjach nie ma miejsca na tuszowanie, jest miejsce na prawdę. Czasami bolesną, nieprzyjemną, ale zawsze konieczną. Szlifowanie rozmowami siebie nawzajem, obserwowanie i wyciąganie wniosków. Słowa Syna: "Mama jest kochana", które radują serducho. Postawa wobec życia pokorna z zuchwałą pewnością, że postępuje się właściwie. Oto recepta na bycie szczęśliwą. Słuchanie, analizowanie, doskonalenie siebie. Pewność, że żeby coś zmienić, to ZAWSZE trzeba zacząć od siebie.

                                                           To działa
                                          Zawsze będzie działać :)