wtorek, 15 marca 2016

O muzyce będzie to słów kilka

Mam swoje ulubione dźwięki. Na różne okazje. Do tańca, do różańca, na wesołkowatości, na troski. Cały kalendarz uczuć, emocji ma odzwierciedlenie w tym, czego słucham. Na ten przykład:

- na zadumę doskonale sprawdza się Bon Hiver i utwór "Minnesota".

Od początkowych dźwięków gitary, poprzez jakieś bębnienie, delikatny śpiew aż po mocne dźwięki. Przepiękna kompozycja. Pokrzepiająca i niepokojąca zarazem. Majstersztyk. I ten jakby podwójny głos - cudo!

Kiedy słucham Bon Hiver słyszę także komentarz mojego Męża: "Co to za miauczenie kota?".

:)

Utwór "Perth" Bon Hiver - nie jeden raz lały się przy nim moje łzy. Takie małe SPA dla duszy, katharsis dla umysłu.


- na czas wesołkowaty i jako wspomnienie beztroskich chwil - Snow Patrol "Called out in the dark".

Kiedy wieczorne zmęczenie sięga zenitu, Pierworodny i Drugorodny ziewają na zmianę, włączam tą piosenkę i zaczynamy tanczyć. Automatyczny rozruch gwarantowany.

- na dzień zwykły, do samochodu, do pracy, przed pracą, po pracy, niezmiennie od grudnia. Dostałam na urodziny od moich najwspanialszych chłopaków: Mela Koteluk. Dwie płyty. Jedna z nich, "Migracje", którą szczególnie sobie upodobałam. A dziś, kiedy biegałam z pokoju do pokoju, od jednego Syniastego, do drugiego, od godziny czwartej rano, szukam pokrzepienia w utworze "Fastrygi". 

I słyszę uszami wyobraźni głos mojego Męża, który na wiadomość, że kończę słuchać Meli w samochodzie i idę do pracy i tam też słucham Meli, mówi: "Szalona".

Najlepszy prezent dla Matki Ogarniaczki to dobra płyta :). Radość, która trwa miesiącami, gwarantowana :).

- A kiedy chcę przypomnieć sobie "skąd jestem", jak było kiedyś lub prostu posłuchać czegoś arcy dobrego, to włączam Pink Floyd. 

Moja fascynacja tym zespołem przypada na czas szkoły średniej. Tłumaczyłam ich piosenki (boszszszsz, jakie to było nieudolne:), kolekcjonowałam płyty, kupowałam koszulki i książki. 

Był to czas rozwoju internetowych czatów. Zagadywałam ludzi pytając jakiej muzyki słuchają. Yhy. Żenada :). Wiem :). Kiedyś nawet, na wycieczce szkolnej, spotkałam się w Poznaniu z jakimś chłopakiem, który słuchał floydów. Umówiliśmy się pod pręgierzem, później poszliśmy na mały spacer. Odwiedziliśmy też sklep muzyczny. Musieliśmy ciekawie wyglądać - dwie osoby w identycznych koszulkach z motywem z "Dark side of the moon". I kiedy zaproponował mi wspólne, zdalne słuchanie "Love on the air" w południe dnia następnego, poczułam, że nieee, że nie szukam tego typu znajomości, bo kogoś od "Love on the air" już mam i jest nim mój chłopak. 

Teraz przemycam floydowe dźwięki do domu. No właśnie, muszę to robić z większą częstotliwością, żeby później, kiedy chłopcy dorosną, móc napić się z nimi dobrej kawy, słuchając utworu "Pigs". To by było coś :).


                                                                                     Matka Ogarniaczka





czwartek, 10 marca 2016

Okazjonalnie o Mężczyznach

Dzisiaj 10 marca - Dzień Mężczyzny

Mężczyźni mojego życia

Tata. 
Przez długie lata mojego dzieciństwa był obok. 
Nie za bardzo angażujący się w moje życie. Mało w nim zorientowany.
Nauczył mnie posługiwać się zegarkiem. Pamiętam to dokładnie.
Pamiętam, że razem z Nim układałam takie drewniane puzzle. Kształt Polski a w środku miejsce na uporządkowane województwa.
Chciał grać ze mna w warcaby, ale ja nie przepadałam za tym, bo z reguły przegrywałam.
Czytał gazety, słuchał radia.
Nie rozmawialiśmy ze sobą zbyt wiele. Standardowe pytanie: "Jak było w szkole" i moja zdawkowa odpowiedź: "Dobrze".
Nauczył mnie jeździć rowerem.
Nauczył mnie tabliczki mnożenia i pochylał się nad zadaniami z matematyki.
Pracował, dużo pracował. Zapewnił byt całej rodzinie. Świątki, piątki - Tato w pracy. 
Kiedy jechaliśmy razem samochodem, podziwiałam to, w jaki sposób kieruje. Nauczył mnie jeździć.
Powiedział też pewnego dnia, kiedy przepraszałam za moją chorobę lokomocyjną, żebym nie przepraszała za to, że żyję. A że właśnie mam taką tendencję przepraszania, przypominam sobie tą radę dość często.
Zawsze zachwycał się przyrodą. Zwracał moją uwagę na widoki. Nazywał drzewa, ptaki. 
Czasami jeździliśmy na grzybobranie. Chodziliśmy razem  po lesie. Lubiłam to bardzo.
 Zawsze dawał to, co najważniejsze, czyli poczucie bezpieczeństwa. 
Zawsze mogłam na Niego liczyć w sytuacjach awaryjnych. Zaspałam na zajęcia na studiach? Tata wsiada ze mną do auta i pędzimy 100 km przed siebie. Powrót do domu późną nocą? Tata przyjeżdża po mnie samochodem. Wyjazd na obóz? Tata mnie odwozi.


Tak było kiedyś. A teraz?
Teraz jest w moim życiu bardziej.
Często rozmawiamy.
Spotykamy się, pijemy kawę.
Opowiadam o codzienności, o radościach, zmartwieniach i moich planach.
Tato, pasjonat jazdy na rowerze, bywalec siłowni, basenu, pokazuje, że trzeba dbać o siebie.
Nadal słucha radia, czyta Internet.
Kiedy byłam w szpitalu klinicznym z moim Drugorodnym, rozczulił mnie, swoimi odwiedzinami.
Kilogramami podrzuca nam owoce.
Mogę na Niego liczyć.
Dobrze, że jest. 
Dziękuję Tato. Kocham Cię.

Mąż. 
To jest Mężczyzna, z którym związałam się będąc nastolatką. Serio. 
Pamiętam jak przyjaciel powiedział mi kiedyś: "Jesteście tylko parą a zachowujesz się tak, jakbyście byli małżeństwem". No tak. Podświadomie, mając te naście lat, wiedziałam, że to On będzie moim Mężem. I... tadam! :)
Pracowity. 
Zaradny. 
Przystojny.
Pomocny. 
Z dobrym spojrzeniem (no, chyba, że złości się na mnie).
Z boskim poczuciem humoru. 
Poukładany. 
Z większym porządkiem w szafie niż ja (no, niestety).
Z większym spokojem.
Z usypiającym tętnem.
Potrafiący odpoczywać (powinnam się tego nauczyć!).
Kochający mnie.
Uwielbiam z nim rozmawiać. 
Łączą nas cechy wspólne i różnice. Wiele możemy się od siebie nauczyć.

Dziękuję za już i proszę o jeszcze. Kocham Cię.


Marzenie na dziś: żeby za dziesiąt lat jakieś porządne Kobiety (inne nie wchodzą w grę!), mogły napisać tak o moich Synach, jak ja o moim Mężu.


                                                                                              Matka Ogarniaczka






wtorek, 8 marca 2016

Dysonans

Godz. 19:38 - Matka Ogarniaczka kąpie Pierworodnego. No nie, jeszcze nie kąpie, tylko pozwala na zabawę. Tak jest. Najpierw zabawa, później kąpiel. 

Matka Ogarniaczka, pomiędzy robieniem piankowej górki a demakijażem oczu, przypomina sobie, że powinna zmierzyć bluzkę Pierworodnego, bo jutro Zakręconowłosy wysłannik pojedzie do sklepu z odzieżą dla Synów i zakupi pulowerek. Gdzie Matka Ogarniaczka sama nie może, tam przyjaciół pośle. Ykhm.

Jaaasne, dopiero się tego uczy ta Matka. Nigdy wcześniej nie korzystała z takiej funkcji... i nieswojo Jej z tym. Ale! może nie powinna ogarniać codzienności w pojedynkę? Może nie musi? Hm?

OK. Do sedna. Mierzy bluzkę. Zapisuje wymiary w kalendarzu, takim małym, z cytatami, które pojawiają się w nim co jakiś czas. Jutro poda Zakręconowłosemu wysłannikowi, który porówna te wymiary z tymi, które będą na sklepowej półce. Zapisuje wymiary. Mówi Pierworodnemu, żeby nie wylewał wody za wannę. Czyta cytat z kalendarza:

"Im bardziej człowiek o sobie zapomina, aby oddać się jakiejś sprawie lub miłości do drugiego - tym bardziej jest ludzki." - Viktor Frankle

Że co?

Panie Frankl,  chciałam Panu napisać, że nic Pan nie wiem, bo nigdy nie był Pan Mamą. 

Oddaję się "jakiejś sprawie " już prawie od trzech lat. 

"Jakaś sprawa" ma postać dziecka płaczącego z różnych powodów. Kiedy  dziecko było małe, płakało, bo inaczej nie potrafiło. Teraz jest większe i płacze czasami, bo inaczej nie chce.

Chciałam Panu powiedzieć, że moje oddanie jakiejś sprawie obejmuje szereg mniej lub bardziej zużytych Pampersów. 

Prowadzę oddanie "jakiejś sprawie" poprzez całodobowe obsługiwanie. 

Zero wolnego, jeden ciągły dyżur. Emocjonalnie, mentalnie, fizycznie, w różnych proporcjach "oddaję się jakiejś sprawie".

I czasami mam dość. Tak zwyczajnie, po ludzku.

Już nawet w kalendarzu muszę zapisywać to, co powinnam zrobić, bo inaczej zapominam. Ja! Ja, która nigdy nie zapominała! No dobra, starość nie radość a macierzyństwo to świadomy wybór.

Już nawet przestałam czekać na w pełni przespaną noc. Czasami zapominam o sobie i przestaję czekać na cokolwiek.

Chyba jednak przesadziłam... Zawsze czekam na wieczór, na moment, kiedy dzieci będą spać :D.

Tak, są cienie macierzyństwa - mają kształt potworów i innych gadzin. Są także blaski w liczbie nieskończonej!

Tak, Panie Frank, nie był Pan Mamą, więc proszę mi tu nie wyjeżdżać o "zapominaniu o sobie". Wie Pan do czego prowadzi przewlekłe zapominanie o sobie? Do poważnych schorzeń natury psychicznej, ot co! Mamo, nie zapominaj o sobie non stop. Błagam! Pamiętaj skąd jesteś i kim będziesz, kiedy Dzieci w domu już nie będzie.

Jeśli nie zadbasz teraz o siebie, o swoje znajomości, o swoje pasje, o swój rozwój, to już niebawem (czas tak szybko zapikala!), obudzisz się z syndromem opuszczonego gniazda i nie odnajdziesz SIĘ w tej sytuacji.

Także tego Pani Frank...

Ale chwilkę, kim Pan właściwie był?

Google mi podpowiedziało.


Psychiatra, psychoterapeuta.

Więzień obozów koncentracyjnych.

(...)

Dobra, przesadziłam. Odwołuję akty oskarżenia o brak zrozumienia.

To ja nic nie rozumiem.

                                                                  Matka Ogarniaczka

P.S. Mamo, zmień perspektywę. Nic nie trwa wiecznie. I paradoksalnie, ten, o którym myślisz, że nie ma racji, może mieć rację.







środa, 2 marca 2016

Rodzicu, nie bądź OD DO.



Rodzicu, nie bądź OD DO.

Rodzic OD DO jest tak akuratny, że aż mentalnie bolesny dla dziecka.
Rodzic OD DO odzywa się krótkimi komunikatami.
Rodzic OD DO nie jest linią, jest odcinkiem.
Rodzic OD DO zakazuje i nakazuje.
Rodzic OD DO nie jest elastyczny.
Rodzic OD DO nie przytula, bo… po co?
Rodzic OD DO na prośbę dziecka o uczestniczenie w zabawie, mówi: „A nie możesz się sam(a) pobawić?”.
Rodzic OD DO chce mieć wieczorem jak najszybciej św. spokój, więc lekceważy wszelkie prośby dotyczące opowiadania bajek.
Rodzić OD DO nie przyznaje się do swoich błędów.
Rodzic OD DO nigdy nie przeprosi dziecka (Tak, dziecko czasami TRZEBA przeprosić. Kiedy? Zawsze, kiedy nasza bezradność ma ujście w podniesionym głosie i w krzyku. Zawsze, kiedy zawiedziemy jego oczekiwania. Zawsze, kiedy z powodu naszego zachowania jest Dziecku przykro.)
Rodzic OD DO nie traktuje dziecka jako partnera, ale jako dziecko, ZAWSZE!
Rodzic OD DO denerwuje się każdym nieposłuszeństwem swojego podopiecznego.
Rodzic OD DO nie wygłupia się ze swoim Szkrabem, bo to nie wypada.
Rodzic OD DO nie pozwoli Dziecku mieć zabrudzonych dłoni od zgniatanego ciasta.
Rodzic OD DO bardziej przejmuje się czystością ubrań podopiecznego niż Jego frajdą wynikającą z zabawy.
Rodzic OD DO nie powie do dziecka: „Kocham Cię”, bo wyrażanie uczuć jest słabością.
Rodzic OD DO nie tłumaczy dziecku, bo... wymaga i kropka.
Rodzic OD DO nawrzeszczy na dziecko na ulicy, kiedy ono wejdzie w kałużę.
Rodzic OD DO nie czerpie radości z bycia z dzieckiem.
Rodzic OD DO opiekuje się dzieckiem na swoich, nieugiętych zasadach. Opiekuje się mechanicznie i bezrefleksyjnie.

Rodzicu, dziecko jest wpatrzone w Ciebie jak w obrazek. Ty jesteś dla niego najważniejszy. Uczysz go wszystkiego (wszystkiego, serio? WOW!).  Nawet kiedy wydaje się, że nie uczysz, to i tak uczysz... Swoją postawą, mową ciała, tonem, tematami rozmów, zachowaniem. 

Kiedy jesteś rodzicem OD DO, kiedy w Twojej postawie nie ma ani grama czułości, brak chęci rozmowy z dzieckiem, to bądź pewny, że TWOJE dziecko nie czuje się przy Tobie dobrze.

Nikt nie lubi być odtrącony, odpychany, czuć się jak ktoś niechciany i niekochany. 

Rodzicu,  musisz wiedzieć, że te godziny spędzone z dzieckiem na dywanie (Boże, jak ja uwielbiam dywany, ale o tym, kiedy indziej;), nie są nigdy czasem straconym. To zaprocentuje. Zobaczysz. Każdy gest, nawet ten najmniejszy, ma znaczenie. Każda rozmowa, ma znaczenie. Każdy dzień ma znaczenie, bo nie jest tylko i wyłącznie jednym z serii. Każdy dzień  to edycja limitowana. 


Zdarzają się chwile, w których jestem rodzicem OD DO. Na pierwszy plan wysuwa się codzienna gonitwa a nie zapatrzone we mnie, oczy moich dzieci…


Wiem, że nie jest łatwo. Oj, no pewnie, że wiem. Po wczorajszym dniu, kiedy przechodziłam z czynności wykonanej, do tej, którą powinnam zacząć pięć minut temu, dostałam nieźle w kość. Odbiło się to na mizernej jakości mojego poranka, ale biorę naukę z tej lekcji. Nie poddaję się. Chcę być lepszą wersją siebie.

Matka Ogarniaczka