wtorek, 6 grudnia 2016

O tym, że czuję ogromną wdzięczność.

Moi Drodzy,

jest dobrze. W głowie spokój, w sercu pokój. Jasna, klarowna misja, zadania do wykonania, myśli do przelania i pewność, że to wszystko jest po coś. Nie ma lęku i rozpamiętywania. Prosta, zwykła (niezwykła) codzienność utkana z nici wdzięczności.
Dziękuję za to, co mam, gdzie jestem, jaka jestem, z kim jestem, jakich wartościowych ludzi mam dookoła siebie. Dziękuję za tę pewność, że jestem na właściwej drodze i że wszystko jest właśnie takie, jak być powinno. Dziękuję, że dojrzałam do dokonywania wyborów, bez zbędnej analizy, że może jednak nie można, nie warto. Czuję, myślę, jestem.
Dziękuję, że pewność tego, czego chcę i nie chcę jest na tyle duża, żeby mówić o tym otwarcie. Wspaniale jest móc wyzwalać się ze zbędnych balastów, móc zrobić w swoje urodziny ulubioną potrawę (pierogi ruskie) i nie zasładzać się tortem. Odebrać życzenia od osób, które chcą je złożyć. Dziękuję za przyjaźń, która pisze "Zrobię torta bezowego, zjesz?" i po odpowiedzi "Nie, wolę zupę krem" nie obraża się i pozwala mi być taką, jaką jestem (mam nadzieję, że to nie jest iluzją, Fasolko?). Bez komentowania. 
Dziękuję, że mam odwagę, nie kontaktować się z ludźmi, którzy za wszelką cenę starali się, żebym była inna, że wymykam się schematom opłacalności utrzymywania relacji. Znajomości są dyktowane serduchem, nie rozumem. Mam uczulenie na nieszczere intencje. 
Niczego, oprócz Boga, nie szukam. Wszystko, czego potrzebuję, mam tu i teraz.
                                                                                             Matka Ogarniaczka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz